środa, 6 listopada 2013

Rozdział 1. Nothing venture, nothing gain.


Po męczącym dniu w szkole wreszcie siedziałam w brudnym szkolnym autobusie, już wolałam to od pomazanych ławek, od słuchania męczących opowiadań nauczyciel, od ludzi, którzy na każdym kroku próbowali cię poniżyć. Nigdy nie byłam lubiana w szkole, przeważnie siedziałam sama, może to i lepiej, mogłam bardziej skupić się na nauce. Często zastanawiałam się dlaczego nie mam żadnej koleżanki, pewnie dlatego że jestem nieśmiała, nie ufam każdemu tak łatwo, boję się, że jeżeli zaufam on mnie zostawi, wtedy będę cierpieć jeszcze bardzie. Moje rozmyślenia przerwał turkot zatrzymującego się autobusu. Wysiadłam z niego i ruszyłam w stronę domu, kiedy weszłam do środka mój wzrok przykuło pełno pustych butelek leżących na stole. Znowu to samo, moja mama znowu się upiła i pewnie teraz śpi na jakieś ławce w parku. Chciałam posprzątać ten bałagan, ale do pokoju wszedł ojciec.
- Co Ty do cholery robisz??- w jego oczach mogłam dostrzec  ogromną złość.
-Chciałam tylko posprzątać- spuściłam głowę w dół i czekałam aż on znowu się wydrze.
- Posprzątać?! Niech twoja matka to posprząta! A ty jeśli nie chcesz skończyć tak jak ona to wypierdalaj stąd i idź się uczyć!- kolejny krzyk, kolejna awantura. Bez słowa pobiegłam do swojego pokoju, rzuciłam się na łózko i zaczęłam płakać. W swoim życiu wylałam już tyle łez, że czasami zastanawiam się skąd one się jeszcze biorą. Ale to tylko łzy. Kiedyś usłyszałam że łzy nie są oznaką naszej słabości, ale dowodem na to że nasze serce nie wyschło i nie stało się pustynią, może tak właśnie jest, może nie wiem, wiem jedno, chcę stąd uciec, na zawsze i już nigdy nie wracać, mam swoje marzenia, plany, muszę zacząć je realizować. Weź się w garść Lily!- krzyknęłam do siebie – jesteś silna nie daj się wykończyć fizycznie, jeszcze tylko tydzień. Zdasz maturę i uciekniesz stąd!.
**** sześć dni później*****
Takk!! Już jutro się stąd wyrwę! Tak długo na to czekałam. Zbieram pieniądze już od kilku lat, w sumie to odkąd matka zaczęła pić. Tylko jak ja sobie sama poradzę w tym wielkim mieście? Nie będę miała nawet gdzie mieszkać?! Co ja sobie wyobrażałam? Ze pojadę i ucieknę od problemów i będę żyć szczęśliwie? Sama nie wiem…  ale na pewno dłużej tutaj nie zostanę. Nie wytrzymam już widoku mojej matki i ojca. To przez nich mam tyle blizn na całym ciele. Już postanowiłam. Wyjeżdżam na zawsze. Zdałam maturę i to z bardzo dobrymi wynikami, więc z pracą nie powinno być problemu. Zadowoli mnie nawet kelnerka w jakieś kawiarence. Ważne żeby tylko ją mieć. Z taką myślą wstałam z łóżka, dzisiaj sobota… i co ja będę robić cały dzień? Bilet na lot mam już zabukowany od tygodnia więc jutro pozostaje mi tylko wymknąć się z domu z dwiema wielkimi walizkami, które kupiłam sobie specjalnie na tę okazje. Ubrałam się i poszłam zjeść śniadanie. W salonie spotkałam mojego ojca który spał na kanapie, bo była bardzo wczesna pora. Spojrzałam na zegarek a tam ukazała mi się godzina 9:05. Zjadłam szybko śniadanie i popędziłam do mojej babci. Chyba dzięki niej jeszcze miałam dla kogo żyć. Ona wiedziała że jadę tam żeby spełniać swoje marzenia. Bardzo mnie wspierała i dzięki niej miałam za co żyć i lecieć do Londynu. Wyszłam z domu i założyłam słuchawki na uszy i włączyłam sobie eskę warszawska i ruszyłam przez miasto, ponieważ czeka mnie długa podróż.

****Dwie godziny później.****
Nareszcie dotarłam pod dom mojej babci. Zapukałam do drzwi i otworzyła mi urocza staruszka. Czuję że bardzo będę za nią tęsknić. Na przywitanie uścisnęłyśmy się w długim przytulasku.
- Witaj Lily! Jak ja się cieszę ze cię widzę kochanie.- odezwała się na przywitanie babcia
- cześć babciu! Przyszłam się z tobą pożegnać. Pamiętasz że jutro wyjeżdżam.
- Tak, pamiętam wnusiu. Bardzo się cieszę że przyszłaś się ze mną pożegnać. Wejdź.
Weszłam do środka i od razu poczułam piękny zapach pieczącej się mojej ulubionej szarlotki.
- specjalnie dla Ciebie upiekłam Twoje ulubione ciasto- powiedziała babcia.
- Dziękuje!- wykrzyczałam na cały dom i po raz kolejny ją przytuliłam.
Razem z babcia piliśmy herbatę z cytryną i rozmawiałyśmy całe popołudnie. Po długich pożegnaniach z babcia i wylaniem łez poszłam do domu. Tam zastałam widok jaki widziałam codziennie. Pobiegłam szybko się pakować, bo jutro z rana mam samolot. Po męczącym pakowaniu poszłam pod prysznic. Musiałam być chociaż raz być wypoczęta. Potem poszłam spać ze świadomością, że śpię tutaj ostatni raz i odeszłam do krainy Morfeusza.


**** następny dzień****
Rano obudziły mnie promienie słoneczne był środek czerwca więc dzisiaj było w miarę ciepło. Zobaczyłam na zegarek, wskazywał 5:30 szybko się zebrałam z mojego łózka żeby nikt mnie nie zauważył. Ubrałam się, wzięłam pieniądze, które wcześniej wymieniłam w kantorze i poszłam zrobić sobie jakieś szybkie śniadanie. Zjadłam 2 kanapki, bo więcej nie zdołałam przełknąć z nerwów. Poszłam zobaczyć czy ojciec jeszcze śpi, matki jak zawsze nie było w domu. Poszłam do sypialni ojca i zobaczyłam że on jeszcze smacznie śpi. Zostawiłam mu tylko list o treści:


Nie mogę już tego wytrzymać. Przepraszam za wszystko co zrobiłam i za to że w ogóle żyję. Wyjeżdżam daleko stąd, nie szukaj mnie, daj mi w końcu cieszyć się życiem. Zapomnij że miałeś kiedyś córkę. Żegnaj.
                                                                                                              Lily.


Zostawiłam ten list na szafce nocnej ojca i jak najszybciej poszłam po swoje walizki. Wzięłam je i  wyszłam z domu. Będę na pewno tęsknić za tym miejscem. Dzisiaj wyjątkowo zamówiłam sobie taksówkę, ponieważ by było mi ciężko z dwoma wielkimi walizkami jechać autobusem. Nie musiałam długo czekać, a ona już była. Uprzejmy pan włożył walizki do bagażnika, a ja usiadłam w samochodzie.
- gdzie panią zawieź?- spytał taksówkarz gdy wszedł do auta.
- na lotnisko poproszę. - odpowiedziałam i szybko spojrzałam w okno żeby się upewnić nie nikt mnie nie widzi.
-oczywiście.- odpowiedział kierowca i włączył radio. Usłyszałam mojego idola- Eda Scheerana z piosenka give me love. Uwielbiam ją. Zaczęłam cicho sobie podśpiewywać:

Give me love like her    
'Cause lately I've been waking up alone 
Paint splattered tear drops on my shirt
Told you I'd let them go
And that I'll fight my corner
Maybe tonight I'll call ya
After my blood turns into alcohol
No, I just wanna hold ya


-                   -Ładnie pani śpiewa.- powiedział taksówkarz.
-        - Dziękuje, ale myślę że pan się myli.- szybko odpowiedziałam.
-        - Niee. Naprawdę ma pani talent do śpiewania.
-        - W takim razie jeszcze raz dziękuję.
Po jakiś 30 minutach dojechaliśmy na lotnisko. Podziękowałam i zapłaciłam. Poszłam odebrać mój bilet i usiadłam sobie, bo miałam jeszcze jakąś godzinę do odprawy. W tym czasie postanowiłam wyjąć mój szkicownik i zaczęłam malować.



jeśli to czytasz zostaw komentarz, bo nie wiem czy ktoś w ogóle wie o moim blogu;)
następny rozdział postaram się napisać i dodać w piątek wieczorem;] 

5 komentarzy: